sobota, 22 września 2018

"Ponad wszystko" - Nicola Yoon

Tytuł: Ponad wszystko
Autor: Nicola Yoon
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2016

Życie polega jedynie na nauce, śnie, jedzeniu i czytaniu. Cztery ściany, pielęgniarka i matka. Tyle. Osiemnaście lat to tylko cztery ściany. Całe życie to tylko cztery, białe ściany. Oddychanie dobrze oczyszczonym, przefiltrowanym powietrzem,  wymieniającym się co cztery godziny. To jest życie Madeline, które nie jest idealne, ale dobre. Zawsze tak sądziła. Jej cały świat ogranicza się do jej domu. Żadnych innych ludzi, gości, znajomych. Kompletnie nic. To jej wystarcza. Oczywiście do momentu. 

Madeline choruje na SCID. To ciężkie złożone niedobory odporności. Główna bohaterka tłumaczy nam, że ma uczulenie na cały świat i nie może wychodzić z domu. Ludzie, którzy muszą przychodzić do niej zostają odkażeni, co trwa mnóstwo czasu. Nawet lekcje przeprowadzane są przez Skype'a. Wszystkie rzeczy, które trafiają do jej "świata" - ubrania, książki, buty i inne, również podlegają odpowiednim zabiegom i są pakowane próżniowo. 
Wszystko wydaje się piękne.
Tak, piękne, dlatego, że ona nie zna innego życia i to jej wystarcza. Czuje się szczęśliwa. Ale... cały jej ułożony świat psuje przeprowadzka Olly'ego. Diabelnie seksownego.
Od tego momentu bardzo chce wyjść na zewnątrz. Chce normalnie żyć i mieć go obok. Zdaje sobie sprawę, że takie życie to nie życie. Spędzenie jednego dnia jak zwykły człowiek to szczyt jej marzeń. Czy podejmie śmiertelne ryzyko? Opuści dom?
Olly wywoła lawinę zdarzeń, które bez niego nie miałyby miejsca. Czy - i jak - katastrofalne w skutkach będą wybory dziewczyny.


Tę książkę kupiłam na wakacjach rok temu. Spodobała mi się jej okładka. I tak, często kupuję książki ze względu na to, jak zostały pięknie wydane. Tę jednak zakupiłam przede wszystkim z powodu zamieszania spowodowane premierą filmu na jej podstawie. Wszyscy - dosłownie wszyscy - byli zachwyceni filmem. Ja jednak chciałam najpierw sięgnąć po książkę (tu na pewno większość z Was doskonale mnie rozumie). W ten oto sposób, historia Madeline i Olly'ego trafiła na moją półkę.

Od bardzo dawna chciałam poznać jej treść, a ona wciąż patrzyła na mnie z półki. Kusiła mnie bardzo mocno. Ostatnio czytałam książki z innych gatunków, niekoniecznie takich, które biorę na co dzień do rąk. Potrzebowałam czegoś "mojego". Młodzieżówki, romansu, albo obyczajówki. Wybór padł na "Ponad wszystko". Po roku czekania na regale w końcu przyszła jej kolej. I to było to.

Książkę od samego początku czytało mi się nadzwyczaj dobrze. Od pierwszych stron wciągnęłam się w tę historię i bardzo chciałam wiedzieć, co będzie dalej. Czytanie umilały mi przecudowne szkice, które przeplatały się z tekstem. Nigdy nie byłam zwolenniczką rysunków w książkach, ale te były przeurocze. Rozmowy z czatu między Olly'm, a Maddy to także dobry pomysł. Dzięki tym zabiegom lektura nie ciągnęła się i pochłonęłam ją błyskawicznie.  Przechodząc do fabuły, przyznam, że ta pozycja przerosła moja najśmielsze oczekiwania. Sam pomysł, według mnie, był świetny. Uwielbiam takie historię i pewnie to też sprawiło, że jestem nią zachwycona. Ale został on naprawdę bardzo dobrze wykorzystany. Nie jest to zwykła opowieść, chociaż tak się zapowiada. Chłopak, chora dziewczyna, miłość. Nie. Jest przepełniona mnóstwem nieoczekiwanych zdarzeń i zwrotów akcji. Pokazuje nam wiele emocji. Przede wszystkim wielką determinację i to, co naprawdę jest w życiu ważne. Możemy też zobaczyć ogromne cierpienie, strach czy złość. To, jaki wpływ na ludzi mają złe przeżycia, tragedie. I jak wielkie piętno odciskają one na ludziach. Jak niszczą.


Jesteśmy ludźmi, a ludzie potrzebują innych, aby żyć i prawidłowo funkcjonować. Tak jak my, Maddy też tego pragnie. I w tym tkwi całe sedno. Poznaje coś, bez czego nie może brnąć dalej i usilnie chce, aby to czego doświadczyła stało się jej codziennością. Zaczyna cierpieć. Bardzo cierpieć.
Mnóstwo wydarzeń sprawiało, że nie mogłam oderwać oczu od kartek. Nie mogłam złapać oddechu, przez to, co miało się zaraz zdarzyć, aby zaraz wypuścić powietrze z ulgą, lub aby rwać sobie włosy z głowy. Smuciłam się, śmiałam się, denerwowałam się(o, to szczególnie).
Autorka ma przyjemne pióro. Mimo tego w jak złej sytuacji położona jest Madeline, humor jej nie opuszcza. Chwilami nie mogłam powstrzymać chichotu, a co najgorsze, nieraz wybuchałam śmiechem. To było naprawdę urocze. Nigdy nie sądziłam, że poruszając takie tematy, można pisać  tak lekko i nieraz humorystycznie. Tak, że chce się czytać dalej, że pochłanianie dzieła jest przyjemne. Samo zakończenie nie jest ani smutne, ani wesołe. Można także powiedzieć, że jest i wesołe, i smutne. Paradoks, a jednak. Ja osobiście od pewnego momentu podejrzewałam, co może się wydarzyć. I tak, zgadłam. Ale przyznam, że to, iż wiedziałam jak ta historia może się zakończyć nie jest niczym negatywnym. Myślę nawet, że gdyby koniec okazał się inny, to byłabym bardzo, bardzo zawiedziona. To dziwne, ale chciałam, żeby fabuła tak się potoczyła. Dzięki temu jest jeszcze lepsza.
Kończąc, myślę, że ktoś, kto naprawdę chce, może mnóstwo z tej powieści wynieść. Wskazówek, prawd życiowych i zrozumie, co tak naprawdę się liczy.


Nie mam nic więcej do dodania. Napisałam tu wszystko, co chciałabym powiedzieć na jej temat. Żeby jeszcze bardziej zachęcić do sięgnięcia po nią, powiem, że jest to jedna z tych książek, którą z uśmiechem na ustach będę wciskać znajomym. I będę mówić: "MUSISZ TO PRZECZYTAĆ". Oraz cieszyć się i śledzić to, jakie wrażenia wywołuje ona na moich bliskich. Jedno słowo, które ją opisuje to: "wspaniała". 

"Zanim go poznałam, byłam szczęśliwa. Teraz za to żyję, a jedno wcale nie równa się drugiemu."

"Nie rozmawiamy, pozwalamy, żeby świat wydawał dźwięki zamiast nas, bo w tej chwili żadne słowa nie mają znaczenia."

Daję tej książce ocenę: 10/10

Adrianna

piątek, 6 lipca 2018

"Trzynaście powodów" - Jay Asher

Tytuł: Trzynaście powodów
Autor: Jay Asher
Wydawnictwo: Rebis
Rok wydania: 2017

Wróciłam do domu. U mnie na łóżku leżał starannie zawinięty pakunek. Dostałam paczkę!
Od kogo? Nie ma danych nadawcy. To ekscytujące. Odsuwam szufladkę biurka i wyciągam nożyczki. Delikatnie rozcinam szary papier, którym ktoś opakował przesyłkę. Pudełko. Pudełko po butach? To nie mogą być one, zbyt lekkie. Podnoszę wieko pudełka. 
Czy to żart? Widzę siedem kaset. Kto dzisiaj ich słucha? Są oznakowane liczbami od jeden do trzynastu. No dobrze. Zobaczymy.


Słyszę jej głos. Hannah Baker. Dziewczyna z mojej klasy, która umarła dwa tygodnie temu. Zabiła się. Mam ciarki, bo mówi, że dowiem się, jakie były powody jej śmierci. Ja byłam jednym z nich.

Tak brzmiałabym, gdybym była na miejscu Clay'a Jensena. W tej książce, to on doznaje tego okropnego uczucia. To on otwiera nożyczkami to "coś", czując podekscytowanie. Nie wie jednak co go czeka i jak zmieni się jego życie po odsłuchaniu trzynastu stron kaset magnetofonowych.
Chłopak przesłuchuje trzynaście historii opowiedzianych przez Hannah. W ten sposób staje się świadkiem tych przykrych sytuacji jakie spotkały dziewczynę. W ten sposób staje się świadkiem jej bólu, cierpienia, osamotnienia... okropnych, ostatnich miesięcy jej życia. Zaczyna rozumieć i przeżywać po części to samo co ona. Już nic nie będzie takie jakie było wcześniej. Nie po poznaniu prawdy. Nie po przesłuchaniu tych nagrań.


Rozpoczęłam wakacje dosyć wcześnie, bo w maju. Tak, to wszystko dzięki maturze.(!) Mimo miliona innych książek, które czekały w kolejce od bardzo dawna, postanowiłam przeczytać właśnie opowieść o tej parszywej trzynastce. Liczyłam na coś "lekkiego". Owszem, miałam świadomość, że jest to historia o śmierci, a konkretnie o samobójstwie. Ale czytałam już utwory o tej tematyce. I wiecie co myślę? Myślę, że to, czy dzieło jest "lekkie" czy "ciężkie" zależy głównie od tego, w jaki sposób jest napisane, a nie od tego o czym jest. Nie spodziewałam się, że ta lektura, którą trzymałam wtedy w dłoniach po prostu mnie zabije. Tak. Zrobiła to. Zniszczyła mnie.
Ale nie przerywajcie. Bo to nie ma wielkiego znaczenia.

Czytałam ją dość wolno, co nie wynikało z tego, że to kompletna nuda. Po prostu nie miałam czasu i... i sięgnęłam po nią w złym okresie mojego życia. Na szczęście nie biorę tego pod uwagę i wystawię jej ocenę taką, na jaką - według mnie - naprawdę zasługuje.


Na samym początku musiałam się przyzwyczaić do narracji. Jednak do tego przywykłam dość szybko. Wraz z postępem w czytaniu zaczęłam dostrzegać różnicę w zachowaniu dziewczyny. Upadałam razem z nią. Jednak z początku naprawdę nie rozumiałam jej smutku. Myślałam, że przesadza. "Daj spokój Hannah, naprawdę to Cię zniszczyło? Czy Ty aby trochę nie przesadzasz?" Te pytania tkwiły w mojej głowie przez pierwsze rozdziały. Największe wrażenie robiło na mnie to, że ona tak łatwo odgadywała moje myśli. Przewidywała to, co ludzie mogą myśleć i sądzić o jej powodach. I to mnie przerażało. To był moment, kiedy myślałam: "kurcze, to naprawdę jest dobre". Ona wiedziała, że ja i bohaterowie tego dzieła rozumują w ten sposób. Powiedziała nam - mi i słuchaczom tych kaset, że tak właśnie sądzimy. I miała całkowitą rację.

Dzięki temu, że poznałam całą treść książki teraz naprawdę rozumiem Hannah. I innych ludzi. Zrozumiałam te błahostki, których mnogość spowodowała zepsucie jej psychiki. Rozumiem jak każde najmniejsze wydarzenie ma wpływ na mnie i na Ciebie. Wiem już, że najmniejsze słowo powiedziane w żarcie może być powodem, przez który będziesz leżeć w łóżku i wyć przez najbliższy miesiąc. To jest okropne. Ale taka jest prawda. Możesz zniszczyć człowieka jednym, jedynym słowem, czy jednym, jedynym gestem. Nawet o tym nie wiedząc. Albo możesz po prostu spowodować "efekt śnieżnej kuli", rozpocząć coś co rozrasta się i rozrasta. Ty, czynem lub słowem przypniesz komuś łatkę, a potem ta sama osoba, będzie tak traktowana, jak niekoniecznie powinna być. Będzie już zaszufladkowana. Do samego końca.
  
Możesz stać się powodem czyjejś śmierci. Tak po prostu.


Mogę tak pisać i pisać, ale nie sądzę, że ktokolwiek wyniesie więcej z tego co tu napisałam. Żeby to poczuć, zrozumieć i wiedzieć trzeba przeczytać tę książkę. Może dzięki temu uda nam się uratować chociaż parę osób. Może wzrośnie świadomość w społeczeństwie tego, jak niesprawiedliwi nieraz jesteśmy i jak bardzo ranimy innych dla kaprysu. To jest naprawdę ważne. 
Bycie odrzuconym przez ludzi jest jedną z najmniej przyjemnych rzeczy. Szczególnie, że takie osoby przeważnie nie zrobiły nic złego. Są po prostu tymi "kozłami ofiarnymi", które gnębi się, nawet nie próbując ich poznać. Bo na wstępie ten człowiek został już osądzony. Osądzony bez podstaw. Przez głupie plotki.

Polecam tę pozycję. Przede wszystkim dlatego, że warto. Jest to naprawdę ważna książka. Wiem, że dużo ludzi woli czytać coś przyjemniejszego. Często słyszałam jak ktoś mówił: "Jejku, naprawdę czytasz o samobójstwie? To już nie ma przyjemniejszych książek?". Są. Ale takie równie warto czytać. I jeśli kiedykolwiek najdzie Cię na coś "cięższego" to śmiało sięgnij po ten bestseller. Bo wyniesiesz z niego wiele. A poza tym, ta powieść jest naprawdę ciekawa. 
Miłego czytania!

"Nie panujesz już prawie nad niczym. I w pewnej chwili masz już dość walki, jesteś zbyt zmęczony, i postanawiasz sobie odpuścić. Pozwolić, by stała się tragedia..."

"Nikt nie wie ze stuprocentową pewnością, w jakim stopniu jego postępowanie odbija się na życiu innych. Bardzo często nie mamy choćby bladego pojęcia. Mimo to robimy, co nam się żywnie podoba."

Daję tej książce ocenę: 9/10

Adrianna




niedziela, 24 czerwca 2018

"I nie było już nikogo" - Agatha Christie


Tytuł: I nie było już nikogo
Autor: Agatha Christie
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
Rok wydania: 2013



Zaprosili Cię.
Gdzie? Na wspólne wakacje. Na Wyspę Żołnierzyków.
Albo zatrudnili Cię do pracy jako sekretarkę lub aby zarobić pieniądze w inny sposób.
Albo potrzebują Twojej pomocy, bo jesteś lekarzem.
Potrzebują Cię, bo świetnie gotujesz i sprzątasz.
Ewentualnie chcą spotkać się z Tobą, bo dawno nie widzieliście się, a przecież to takie ciche spokojne miejsce, przyjedź. Odpocznij. 

Dziesięć osób. Dziesięć "przypadkowych" osób spotyka się na Wyspie Żołnierzyków. Każdy trafia tam w jakimś konkretnym celu. Nie znają się. To takie piękne miejsce, duża willa, spokój, cisza... i brak powrotu do miasteczka.

Sielanka.
Do pierwszej śmierci.
A potem? Potem, każda z osób, po kolei, ginie według wierszyka o śmierci dziesięciu żołnierzyków. Ktoś wymyślił sobie chorą zabawę i właśnie ją realizuje. Czy bohaterowie tej książki odnajdą mordercę? Jakie może mieć motywy? Ile osób przetrwa... jeśli w ogóle ktoś przetrwa? 

To "mój" pierwszy kryminał w życiu. Osoby, które rozczytują się w tym gatunku mogą wydobyć z siebie okrzyk zdumienia. Ale naprawdę. Jest pierwszy. Nie miałam pojęcia czy to dobrze czy źle. Nie miałam też pojęcia czy ta książka to dobry wybór jako ten Pierwszy Kryminał. Jednak ją przeczytałam. Polecam? Przeczytajcie do końca, a na pewno się dowiecie.

Kryminał? Eee, wolę romanse. Nie chcę, nie spodoba mi się. To nie moje klimaty.
Ale... może? Może warto?
Mimo iż nie jestem wielbicielką kryminałów, horrorów czy thrillerów to jednak wzięłam tę książkę do rąk. Postanowiłam spróbować. Zanim zaczęłam czytać, wiedziałam, że muszę dobrnąć do końca. Nawet jeśli okaże się to czymś totalnie nie w moim typie, nudnym do granic możliwości... z dwóch powodów.
Po pierwsze. Moja żelazna zasada. Jeżeli zacznę coś czytać, muszę to skończyć, bo często napotykamy książki, które pomimo złego początku, są prawdziwymi perełkami.
Po drugie. Obiecałam to pewnej osobie, która czekała na moją reakcję, gdy historia się rozwiąże.
WIĘC START.



Byłam nieco uprzedzona, przyznam. Stwierdziłam, że to nie dla mnie. Z początku nie rozumiałam i nie kojarzyłam bohaterów przez co musiałam cofać się do momentu, w którym się pojawili, żeby przypomnieć sobie ich powody przybycia na wyspę. Jednak szybko wgryzłam się w fabułę i zaczęłam pojmować kto jest kim. Akcja rozwijała się w oka mgnieniu i nie zwalniała. Nie miałam czasu zaczerpnąć oddechu i myślałam tylko o tym kto i kiedy będzie następny. Podczas czytania niejednokrotnie czułam niepokój do tego stopnia, że późną porą przestawałam czytać. Nienawidziłam, ale także kochałam momenty, w których dostawałam gęsiej skórki, gdy bohaterowie zaczęli spostrzegać pewne prawidłowości i odkrywali mroczną prawdę. Motywowało mnie to do czytania jeszcze bardziej. Właśnie to i logika działań sprawcy spowodowały, że postrzegam Christie jako geniusza. To nie była banalna opowieść. Jestem pełna podziwu dla niej i uważam, że dzieło to słusznie jest wymieniane jako jeden z najbardziej poczytnych kryminałów. Oprócz emocji, które towarzyszyły mi podczas chłonięcia lektury, ogromne wrażenie wywarła na mnie sama końcówka. Im bliżej końca byłam, tym bardziej miałam ochotę odwrócić strony i zaglądnąć na sam koniec książki, aby dowiedzieć się prawdy. Czy domyśliłam się, kto był zabójcą? Nie. I myślę, że mało kto się domyślił. I nie zawaham się tego napisać... według mnie była to zbrodnia doskonała. Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że ta opowieść tak mocno utkwi mi w pamięci. A jednak.


Czy polecam? Owszem. Teraz wiem, że był to dobry wybór na mój Pierwszy Kryminał. Ta książka wzbudziła we mnie sympatię do tego gatunku i sprawiła, że zaczęłam doceniać utwory w tych klimatach. Jest ona świetna zarówno dla miłośników takich historii jak i ludzi, którzy chcą zacząć przygodę z tym światem. Oceniam ją wysoko. Niestety nie mam porównania do wystawienia jej odpowiedniego stopnia. Mimo wszystko myślę, że dużo osób się ze mną zgodzi.


"Pamiętam napis wiszący w moim pokoju dziecinnym: "Grzech znajdzie cię wszędzie". Tak, to prawda. Grzech znajdzie cię wszędzie."


Daję tej książce ocenę: 9/10


Adrianna

czwartek, 10 sierpnia 2017

"Po tamtej stronie śmierć" - Maria Nurowska


Tytuł: Po tamtej stronie śmierć
Autor: Maria Nurowska
Wydawnictwo: W.A.B
Rok wydania: 2013


Każdy zna takie powiedzenie: od miłości do nienawiści bardzo cienka linia. A co jeśli miłość jest tak silna, że jednocześnie przenika przez nią ogromna nienawiść? Jak to jest, kiedy kocha się kogoś tak, że chroni się go i niszczy jednocześnie? Ile zadanego cierpienia można wybaczyć tej najważniejszej osobie-matce? 

Magda to trzydziestoletnia kobieta, która w pewien majowy świt dowiaduje się o śmierci największego wroga, a jednocześnie największego sprzymierzeńca-swojej matki.
Irena umiera nagle. Główna bohaterka przez trzy dni nie może podnieść się po stracie. W tym czasie prowadzi rozmowę ze swoją zmarłą rodzicielką, krążąc po mieście bez celu. Nie jest w stanie jej pochować, nie jest w stanie normalnie funkcjonować, nie jest w stanie nawet kupić jej ubrania do trumny. 

Kiedy zobaczyłam tę książkę w bibliotece od razu wiedziałam, że chcę ją przeczytać. Nigdy o niej nie słyszałam, a tym bardziej o jej autorce. Spojrzałam i wiedziałam, że muszę poznać jej treść. Może to trochę dziwne, ale to przez napisy na okładce. Czy spotkaliście się kiedyś z tym, że tytuł, imię i nazwisko autora nie było pisane z dużych liter? Bo ja nie. To mnie zaintrygowało i od razu wiedziałam, że ta pozycja będzie inna. I była inna.

Maria Nurowska zaskoczyła mnie tym, jak odważnie napisała tę książkę, szczególnie, że jest to jej drugie dzieło. Poruszyła bardzo ważny i trudny temat tabu. Tylko osoba, która osobiście miała do czynienia z tym tytułem, wie, ile emocji znajduje się w środku-miłość, przywiązanie, podziw, strach, obrzydzenie, a także nienawiść. Ten zaledwie 200 stronicowy utwór wywarł na mnie ogromny wpływ i myślę też, że to przez sposób w jaki został napisany. Przez cały czas główna bohaterka zwraca się do czytelnika jako do matki, opowiadając jednocześnie swoje dzieciństwo i to jaka była Ona. Nurowska pozwala nam poznać przeszłość Magdy, ale przede wszystkim bardzo skupia się na relacji jaką łączyła te dwie kobiety. Widzimy tu wszystkie twarze Ireny. Dosłownie. Była kobietą na samym dnie, była kobietą światową i ważną, brzydką i piękną, starą i młodą, onieśmielającą, wzbudzającą podziw, a także taką, na widok której odwraca się twarz. Często raniła i była raniona. Dopóki nie przeczytałam tej pozycji nie wiedziałam, że ten sam człowiek może ściągać w dół, a zaraz potem podnosić ku górze. Jedyne co mnie męczyło, to to, że akcja praktycznie stała w miejscu, ale to było zastosowane celowo, ponieważ pisarka skupiła się na przemyśleniach córki, aby odzwierciedlić rzeczywiste odczucia człowieka, który ma za sobą podobne doświadczenia.




Uważam, że jak najwięcej osób powinno zapoznać się z tym dziełem, wzbudza w czytelniku refleksje i pozwala lepiej zrozumieć ludzi. Szczególnie polecam go osobom, które interesują się psychologią. Psychika to motyw przewodni. Czytając ten tekst można zobaczyć przede wszystkim, jak upada człowiek i niestety również to, jak łatwo można kimś manipulować, żeby wykorzystać go do swoich celów.

"Można unieważnić słowa, nie można unieważnić milczenia."


"Podejmuję rolę, której uczyłam się każdego dnia, odkąd tylko siebie pamiętam: nie dać poznać, że się zostało trafionym."



Daję tej książce ocenę: 6.5/10

Adrianna



czwartek, 4 maja 2017

Od początku.

Cześć Wam!

To znów ja. Jeśli ktoś z Was zaglądnął tu już kiedyś, to wie, że blog został zaktualizowany.
Większość z Was nie miała tej przyjemności (ta ironia...) widzieć moich dwóch pierwszych postów, które zostały opublikowane w czerwcu 2016 roku. Z tego powodu może wyjaśnię(?), bo nie orientujecie się zapewne o co w tym chodzi.

To może od początku.
Kocham czytać książki(...i teraz to wow, serio? W ogóle nie zorientowałem/łam się po tytule...)
I to właśnie im poświęcę tego bloga. Będą się tu pojawiać recenzje nowości, jak i starszych książek. Pojawi się też pewnie coś w stylu "podsumowanie miesiąca". Może będę też wrzucać posty nieco odbiegające od głównego tematu.. no zobaczymy. Zbliżają się coraz szybciej W A K A C J E.
Co oznacza więcej książek, zdjęć na instagramie i postów.
A właśnie... instagram. Tutaj macie do niego link. Jeżeli tylko posiadacie tam konto to serdecznie zapraszam, ponieważ to głównie tam będę informować o nowych postach. Miło mi będzie jeżeli zobaczę nowy komentarz.. wiecie jakie są początki. No, ciężkie. Dlatego proszę Was o jakieś dobre słówko na początek, sprawicie mi tym naprawdę przyjemność.

A teraz przejdę do sedna sprawy. AKTUALIZACJA. Po prostu nudząc się pewnego dnia, postanowiłam, że stworzę tego bloga, a do niego konto na instagramie, aby móc się z Wami lepiej i szybciej kontaktować. Jednakże, mój wspaniały, słomiany zapał prysnął jak bańka mydlana. Zostawiłam to. Teraz chcę to naprawić. Może mi się to uda, więc trzymajcie za mnie kciuki!



Zaczynam od początku. Umówmy się, że tamtego niewypału nie było... Bądźcie cierpliwi, bo myślę, że ten blog jak i instagram będą warte uwagi, a przynajmniej mam taką nadzieję. Potrzebuję czasu, aby to wszystko zaczęło jakoś funkcjonować, jednakże myślę, że jakaś recenzja pojawi się już niedługo. 
Podawajcie w komentarzach linki do Waszych blogów. Chętnie przejrzę i zostawię coś po sobie.

Adrianna ♥